22.09.2014 12:58
Motoryzacyjne dinozaury.
Pobudka 7:15, rzut okiem za okno. Leje. Cóż za niespodzianka. Znowu nie nakryłem skuta.
Szybka decyzja - leje za bardzo żeby jechać jednośladem do pracy. W takim razie dziś autobus.
Godzina jazdy, z czego większość w korku, i udało się - jestem w pracy! Trzynaście kilometrów w godzinę, rowerem można dojechać szybciej. Rzucam okiem na newsy Ścigacza - dziś Światowy Dzień bez Samochodu.
Być może fakt mojego niedoinformowania wytłumaczyć mogę nieoglądaniem telewizji, nie wspominając już o braku nawyku stałego zaglądania na potrale informacyjne. Sądząc jednak po długości korków, nie tylko ja jestem na bakier z kalendarzem. Jak na dzień zostawiania puszek pod domem, strasznie ich dużo na drogach. Gdyby spojrzeć na problem z szerszej perspektywy, obraz dróg w polskich miastach, szczególnie byłych wojewódzkich, jest obrazem tytułowych dinozaurów, z tym że motoryzacyjnych. Bo jak inaczej wytłumaczyć upór Polaków w kupowaniu coraz większej ilości samochodów? Przyjrzyjmy się sytuacji.
Nasze miasta stają się coraz bardziej zakorkowane, wobec czego pęd obywatela Kowalskiego do posiadania swojego własnego wozidła wydaje się sprzeczny z logiką. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę trend posiadania przynajmniej jednego samochodu na osobę, tak by żona mogła jeździć do pracy i po dzieciaki, a mąż do pracy i po zakupy. Dodajmy do tego fakt iż każda głowa rodziny musi zaopatrzyć się w rodzinne kombi, bo przecież raz na dwa lata jedzie z rodziną w góry. Pozostały czas spędza stercząc w korku wielgachną, pięcioosobową maszyną. Solo.
A Rząd? Co na to nasi władzę-sprawujący? Ano, nic. Ich dotychczasowe pomysły kończą się na wprowadzeniu opłat za parkowanie i wyznaczaniu większej ilości stref płatnego parkowania. I tyle.
Z jednej strony mamy więc obywatela, który z zacietrzewieniem maniaka nie chce zaakceptować zmieniającej się rzeczywistości, z drugiej zaś niekompetentny Rząd który nie daje mu żadnej alternatywy. Z pomocą przychodzą niektóre samorządy, zezwalające na jazdę motocyklem po bus-pasie ale przyznajmy szczerze - puszkom to niewiele pomaga.
Jest jeszcze druga strona medalu. To na razie mniejszość obywateli ale ta mniejszość przeciera szlaki, jak ssaki które wypełzły spod ziemi u schyłku panowania dinozaurów. Te nowe stworzenia, coraz liczniej przesiadające się na jednoślady, zapełniają niszę która w naszym pięknym kraju jest jeszcze dość pusta. Dzięki temu czerpią wszelkie korzyści z jej zasiedlania - poczynając od nie-tkwienia w korkach, kończąc na niższym zużyciu paliwa i czasie dojazdu do celu - przy niezadowolonym, agonalnym jęku niezbyt elastycznych puszek.
Daleki jestem od wieszczenia schyłku samochodów w miastach, i wcale nie dlatego że problem korków zostanie rozwiązany - nie podejrzewam naszych rządzących o aż tak bezpośredni kontakt z rzeczywistością. Schyłek nie nastąpi raczej przez upór Polaków i ich niechęć do dostosowywania się do zmieniającej się rzeczywistości. No bo jak to, dopiero co obaliliśmy komunizm, dopiero co Polacy stali się na tyle zamożni by posiadać więcej niż jedną puszkę w rodzinie, a już trzeba się wyzbyć tegoż luksusu? Pewne jest jednak że na jakimś etapie, choćby nie wiem jak spóźnionym w porównaniu z Francją czy Włochami, Kowalski przeliczy sobie koszta dojazdu do pracy puszką stojącą na zapchanej drodze, i w porównaniu z alternatywnym jednośladem wyjdzie mu nie tylko oszczędność kasy, ale i czasu. A nic tak nie przemawia do Polaka jak gotówka w kieszeni. Śmiem twierdzić jedynie iż nastąpi to bardzo późno ale co zrobić? Taki mamy naród.
Jest jeszcze kwestia pogody, która jak nic wpisuje się w polską mentalność narzekania i psioczenia. Nie zdziwiłbym się gdyby nasze narodowe przywary były wynikiem kapryśnej aury, bo trudno o optymizm gdy przez dwa najgorętsze miesiące w roku deszczu mamy więcej niż słynąca z niego Anglia. Czy w naszym kraju da się zamienić samochód na jednoślad i z powodzeniem dojeżdżać przez większość roku do pracy?
Tak. Twierdzę, że tak, choć moje doświadczenia na razie zamykają się w 50 cm3 pojemności silnika. Dałem jednak radę. Zeszły sezon zakończyłem w połowie stycznia 2014 gdy drogi przykrył śnieg. Bielizna termoaktywna? Check! Podwójne rękawiczki? Check! Kominiarka zimowa pod kask? Check! Kurtka zimowa na moto? Yyyy... No nic, gruba bluza pod spód - check! Pada? Gacie na zmianę w plecaku - check!
Oczywiście, przesiadka na jednoślad nie jest jedyną alternatywą. Choć Rząd nam nie pomaga, jest wiele innych rozwiązań by oszczędzić własny czas i nerwy, dlaczego więc Polacy z nich nie korzystają? Bo jesteśmy narodem leniwym i wygodnym, a do tego głupim, bo nie potrafimy nawet dojrzeć i zaakceptować skutków własnego postępowania.
Dopóki Polacy nie będą chcieli przyznać, że sami są winni zakorkowania miast, dopóty sytuacja nie ulegnie poprawie, a śmiem wieszczyć że ulegnie pogorszeniu. Dopóki nie zmusimy Rządu do aktywnego rozwiązania problemu - a rozwiązań jest mnóstwo, wystarczy spojrzeć na zachód Europy bądź Skandynawię - zostaniemy z problemem sami. I tak jak dinozaury pod koniec swego panowania, które nie były w stanie przystosować się do gwałtownych zmian środowiskowych, zapłacimy wysoką cenę za brak elastyczności. Z tą maleńką różnicą, że sami sobie ten los zgotowaliśmy.
Jaka jest Wasza opinia w tej sprawie?
Loco
Komentarze : 3
Kombinezon przeciwdeszczowy i jedziesz ;)
Jak to rząd nic nie zrobił? Pozwolił Polakom, którzy wożą od kilku lat swój leniwy zadek samochodem, przesiąść się na nieduży motor bez konieczności zdawania kolejnej kategorii.
Prognoza pogody "będzie zimniej" +8stopni, ciekawe co powiedzą jak temp. spadnie poniżej -5
Ha, chyba odpowiadam właśnie na drugi z rzędu Twój post, tyle że na innym portalu ;)
No chyba, że zbieżność avatarów przypadkowa.
Co do deszczu - nie bądź miękki, do tego służy maksiskuter, żeby nawet w deszczu dojechać niezupełnie przemoczonym. Swego czasu na swojej hondzinie forzy przejeżdżałem 60km i pozostawałem (prawie) suchy.
Dzisiaj pomimo pogody też do roboty przyjechałem swoją 50-tką, która jest "nakedem" - niechęć do mpk jest u mnie silniejsza niż pragnienie pozostaniea suchym.